poniedziałek, 5 września 2011

Teraźniejszość.. A.

A. była faktycznie pękna, idealna wręcz. Ciągle zastanawiałam się czy mi się to śni.. Już była przy mnie, taka mała, bezbronna istota. Moja. Moja. Moja. Ani przez moment się nie bałam. Teraz byłam pewna jak nigdy dotąd. Jest moja i zrobię wszystko by była szczęśliwa. A On. On był bardzo przejęty, zestresowany. Bał się jej. Bał się jej łez i tego, że jej nie rozumie. Kobieta ma jakoś łatwiej - tak mi się wydawało. Pomagał mi jak tylko mógł. Najczęściej jednak, jak tylko się dało, uciekał, załatwiał coś na mieście, robił zakupy. Widziałam jednak, jak bardzo nas kocha, jaki jest szczęśliwy. Z nadzieją spoglądałam w przyszłość, w naszą przyszłość już jako prawdziwa rodzina. Wiedziałam, że się poukłada, że teraz będzie dobrze. Teraz będę naprawdę szczęśliwa.

niedziela, 4 września 2011

Teraźniejszość.. Nowe życie

I przeszedł ten dzień, jak na luty bardzo słoneczny. Nawet nie wiedziałam kiedy, nie zorientowałam się - powiedzieli mi - to już. On był przy mnie, trzymał za rękę, masował plecy, pomagał wejść pod prysznic. Pomagał we wszystkim, wspierał dopingował. bez niego pewnie bym uciekła, twierdząc, że już nie mam siły, może dokończymy jutro? Ale to było już, teraz, jeden z najtrudniejszych momentów, okupiony całą masą bólu i łez, łez szczęścia. Nie widziałam jej, gdy się ocknęłam ze łzami w oczach powiedział - mamy najpiękniejszą córeczkę na świecie. I tak narodziła się A.

Przeszłość.. Przygotowania

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wydawało mi się, że chyba nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa. Każdy nasz dzień składał się z miłych słów, czułych gestów. Było tak jak chciałam, tak jak na początku naszego małżeństwa. Nie potrzebowałam nic więcej, dużo ze sobą rozmawialiśmy, spędzaliśmy razem czas i dbaliśmy o siebie wzajemnie. Powoli też dbaliśmy o kiełkujące we mnie życie. Na każdym USG byliśmy razem, zawsze wspólnie przeżywając tworzącą się istotkę, podziwiając jak się rozwija, porusza. To były najbardziej fascynujące momenty jakie do tej pory wspólnie przeżyliśmy. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy rozwiązania, bez stresu i zbędnych obaw. Życie biegło dosyć szybko, ale przestaliśmy się kłócić, zamartwiać, zbyt dużo czasu zajmowały nam przygotowania do powitania maleństwa na świecie. On o mnie dbał i zawsze był przy mnie i chciałam, zeby tak było zawsze.

Przeszłość.. Decyzja

Szczerze? Nie wiedziałam, czy chcę. Nic nie wiedziałam, nie wiedziałam, co robić, co myśleć. Z jednej strony byłam w szoku, moje największe marzenie może się zaraz spełnić, z drugiej po takiej porcji bólu, czy jeszcze może być normalnie. Pogubiłam się i potrzebowałam czasu do namysłu. Potrzebowałam dystansu. Zaczęłam sobie wyobrażać małą istotkę w moich ramionach, ale jak będzie między mną a nim? Chociaż czy może być gorzej? A może dziecko nas do siebie zbliży? Zastanawiałam się naiwnie. W miarę upływu czasu przestałam realnie patrzeć na tą sytuacje, najważniejsze było dla mnie, że jeżeli powiem – tak – będę miała upragnione dziecko. On starał się mnie przekonać, ze naprawdę tego chce i chyba wierzył to to poprawi nasze relacje. Poddałam się temu, nie czekałam. Zapomniałam o troskach, wyprzedając zdarzenia byłam już myslami gdzie indziej.